poniedziałek, 14 września 2020

Dzień VIII poranek w Flagstaff, route 66, pierwsze kroki w LOS ANGELES

Dzisiejszy wpis będzie bardzo krótki bo większość dnia znowu spędziłyśmy w samochodzie.

Po ciekawej nocy przy miasteczku Flagstaff  ruszyłyśmy w kierunku ostatniego miejsca naszej podróży czyli Los Angeles :)  Oczywiście trasę wyznaczyłyśmy przez miasteczko Kingman (w którym znajduje się punkt turystyczny poświęcony Route 66). 






Mieszkańcy Kingman i okolic wciąż żyją dawną sławą Route 66 (czyli najsłynniejszej DROGI- Matki) My oczywiście jechałyśmy nową autostradą. Ale chętnie zatrzymałyśmy się w tak znanym miejscu i wstąpiłyśmy do muzeum autostrady Route 66 :)






Pamiętam, że na takim odludziu byłyśmy skazane na fastfoody przy stacjach benzynowych :) 







Z racji tego, że czekała nas daleka droga- nie marnując wiele czasu- ruszyłyśmy do celu. 

W Los Angeles miałyśmy zostać kilka dni. Ze względu na cenę hostelu spałyśmy w dosyć słabej dzielnicy, a więc jakie było nasze zdziwienie gdy po wyjściu z samochodu pod hostelem- zobaczyłyśmy to: 



Mimo zmęczenia ruszyłyśmy do miasta aby nie tracić ani chwili. 


niedziela, 8 września 2019

Dzień VII Grand Canyon - North Rim & South Rim

Ponoć to głównie z tego powodu są te wszystkie Road Tripy :) Być może w naszym przypadku było podobnie. Punkt obowiązkowy dla każdego turysty zwiedzającego południowe stany (no bo przecież północne już zwiedzone) - Wielki Kanion. Wielka dziura. Cud natury ....

Wielki Kanion Kolorado jest to przełom rzeki Kolorado (stąd częste pomyłki w lokalizowaniu Kanionu. Rzeka Kolorado, ale stan- Arizona).  Nie wiem czy jest sens w ogóle pisać czym jest Kanion, to zbyt oczywiste i po prostu trzeba to zobaczyć :) Z tego też powodu, zamiast na treść, stawiam dziś na efekty wizualne. 

Jeśli mnie pamięć nie myli najbliżej naszego noclegu była krawędź północna i to ją jako pierwszą postanowiłyśmy zobaczyć, później kierując się ku krawędzi południowej(tej najbardziej popularnej). Odległość między nimi jest bardzo niewielka, bo niecałe 20km, ale żeby dotrzeć do celu.....potrzebujemy prawie całego dnia :P  Musimy przecież objechać Grand Canyon National Park.
Z tego dnia pamiętam niewiele- pamiętam jednak to, że trasa była moja.

Krawędź północna uchodzi za bardziej dziką i zgadza się, bo spotkałyśmy tam niewielu turystów. 













Tak jak wcześniej wspominałam, trasa na krawędź południową zajęła nam pół dnia. Zatrzymywałyśmy się co jakiś czas na ,,ładne widoki". Zapewne bardzo wiele wydarzyło się po drodze, ale po tylu latach jestem w stanie tylko napisać, że - udało się szczęśliwie dojechać do celu.
Tu fragmenty wspomnień z trasy:










Krawędź południową podziwiałyśmy późnym popołudniem i szybko zastał nas zmrok :)
Trzeba przyznać że zgrzały nam się tutaj aparaty, każdy kawałek wydawał się tak piękny, że trzeba to było uwiecznić ;)









 Tak wygląda duma. 


Dzięki nagranym filmikom pamiętam, że przy Brodce ruszyłyśmy do naszego motelu przy ulicy, żeby niektóre z nas zarwały noc oglądając Lśnienie :P

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Dzień VI - Arizona/ Utah: PAGE- Zapora Glen Canyon / Horseshoe Bend / Kanion Antylopy

Genezą powstania tego postu było odnalezienie na strychu moich rodziców kalendarza z czasu mojego pobytu w USA i tym samym odnalezienie (na maksa) pokreślonego planu podróży. Posiłkując się nim i folderem ze zdjęciami (z których można wywnioskować kolejność wydarzeń) postanowiłam podjąć się kontynuacji wpisów. Mam nadzieję, że uda mi się być najbliżej prawdy (pokreślone notatki i zatarte wspomnienia nie ułatwiają mi zadania) Ten dzień jest najtrudniejszy, trasa jest bardzo skomplikowana - sama nie do końca jestem w stanie umieścić ją obecnie na mapie... 

Nad ranem szóstego dnia wyruszyłyśmy w kierunku Wielkiego Kanionu. Plan był taki, żeby zdążyć przed zachodem (tak tak....jechałyśmy od wschodu aż do zachodu słońca - niemal bez przerwy) do Horseshoe Bend a ostatecznie do Kanionu Antylopy. Trasa teoretycznie daleka nie jest, należy jednak objechać kanion (ten Wielki Kanion) :)

Ten dzień był wyjątkowo trudny ponieważ tereny, które przemierzałyśmy były niezamieszkałe. Był więc spory problem z zasięgiem. Wiązało się to ze sporym stresem, trasa na nawigacji czasami umykała :D Drugi problem to to, że stacji benzynowych na takich drogach jest jak na lekarstwo. Z tyłu głowy miałyśmy też niepokój związany z brakiem noclegu na nadchodzącą noc. Co ciekawe ten zabieg był celowy bo kto odmówi sobie spania nad kanionem? Ale im bliżej wyjazdu tym więcej wątpliwości. A tego dnia już rano zdecydowałyśmy poszukać czegoś na szybko :)  Cały dzień bujałyśmy się między Arizoną a Utah (pomijając, że nad ranem ruszyłyśmy z Nevady :PPP ) Miejsca, które odwiedzałyśmy wymagały od nas przejeżdżania między tymi dwoma stanami. 

Zapora Glen Canyon- Udało nam się przejeżdżać tamą/ zaporą Glen Canyon (która miała być dla nas nagrodą pocieszenia po tamie Hoovera -która nie była na naszej trasie) Zapora jest zbudowana na rzece Kolorado, tworząc Jezioro Powella. Budowa zapory trwała 10 lat (1956-1966) 






Horseshoe Bend - to nic innego jak PODKOWA :) Tworzy ją zakręcająca w tym miejscu rzeka Kolorado. 
Trasa z parkingu na miejsce widokowe, choć niedaleka, była dość męcząca. Spowodowane było to bardzo wysoką temperaturą i piaszczystym terenem. Na miejscu znajdowało się bardzo dużo turystów, choć akurat na poniższych zdjęciach w ogóle tego nie widać.












Celem naszej podróży był Kanion Antylopy, w naszym przypadku Upper Antelope Canyon (jest też drugi- Lower Antelope Canyon). Dotarłyśmy tam po południu, kiedy światło nie jest tak piękne jak o poranku. Z punktu początkowego do samego Kanionu zawieźli nas swoimi samochodami (przystosowanymi do warunków) Indianie. Dla wszystkich mających w planach zwiedzenie Kanionu proponuję zapoznać się z tematem powodzi błyskawicznych w tym miejscu. 









Zdjęcia bez podłoża, ponieważ tylko tak można udać, że nie ma tam innych turystów :)





Po wyjściu z Kanionu Antylopy zaczęło się ściemniać, zaczęłyśmy gorączkowo szukać noclegu :) Już wiedziałyśmy, że spanie w samochodzie przy takiej temperaturze to głupi pomysł, a spanie przy otwartym oknie (na pustyni) jest jeszcze głupsze (pająki itp.)

Było już dość ciemno kiedy po kilku godzinach jazdy zobaczyłyśmy przy PUSTEJ drodze tipi z napisem ROOMS FOR RENT. Do tej pory pamiętam jak rozpędzona prawie wjechałam do "saloonu" właściciela tego miejsca...Jerry okazał się być super gościem, a to była najlepsza nocka całego Road Tripu :)